Jeśli czytaliście moje wcześniejsze recenzje to wiecie, że Fun Factory jest marką, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła i której zawdzięczam znalezienie mojego ideału wibratora króliczka, jakim jest Miss Bi. Nie będzie więc zaskoczeniem, gdy powiem, że do testowania ich kolejnego produktu podeszłam z ogromną dawką entuzjazmu i dużymi oczekiwaniami, pomimo że jest to zupełnie inny typ gadżetu niż mój ulubieniec. Czy więc i tym razem Fun Factory stanęło na wysokości zadania?
Contents
Tiger jest jednym z trzech wibratorów od Fun Factory, które doczekały się nowych wersji, a rozpoznać je możemy po symbolu G5, znajdującym się w ich nazwie. Gadżety „piątej generacji” charakteryzuje mocny silnik, elastyczność, a także …. duży rozmiar. I pomimo, że z całej trójki to Big Boss jest liderem jeśli chodzi o grubość, to Tiger ze swoją średnicą mierzącą cztery centymetry również robi wrażenie. Dlatego jeśli nie przepadacie za większymi gadżetami, to Tiger może nie sprawdzić się u Was zbyt dobrze. Ja zaliczyłabym go do kategorii „powyżej przeciętnej” jeśli chodzi o rozmiar.
Porządne wykonanie zabawki jest widoczne już na pierwszy rzut oka po wyjęciu go z opakowania. Silikon medyczny klasy premium, świetnie wyprofilowana rączka ułatwiająca manewrowanie gadżetem, a także bardzo wygodny panel sterowania to cechy charakterystyczne gadżetów Fun Factory. Nic w tym dziwnego, ponieważ cały proces produkcyjny, od projektu, po wysyłkę gadżetu do klienta odbywa się w jednej fabryce w Niemczech, bez angażowania w to krajów azjatyckich. Mamy więc pewność, że nasza zabawka jest wykonana z najwyższej jakości materiałów, z zachowaniem wszystkich europejskich standardów. Dodatkowo, jak sama nazwa marki wskazuje, ich motto przewodnim jest zabawa. Fun Factory często porównuje seksualność do zabawy, zachęca do cieszenia się eksploracją przyjemności i zwraca uwagę na to jak różnorodna jest nasza seksualność. Widać to zresztą w ich produktach – ogromna gama kolorystyczna i żywość barw jest widoczna na pierwszy rzut oka.
Tiger jest jednym z trzech wibratorów od Fun Factory, które doczekały się nowych wersji, a rozpoznać je możemy po symbolu G5, znajdującym się w ich nazwie. Gadżety „piątej generacji” charakteryzuje mocny silnik, elastyczność, a także …. duży rozmiar. I pomimo, że z całej trójki to Big Boss jest liderem jeśli chodzi o grubość, to Tiger ze swoją średnicą mierzącą cztery centymetry również robi wrażenie. Dlatego jeśli nie przepadacie za większymi gadżetami, to Tiger może nie sprawdzić się u Was zbyt dobrze. Ja zaliczyłabym go do kategorii „powyżej przeciętnej” jeśli chodzi o rozmiar.
Porządne wykonanie zabawki jest widoczne już na pierwszy rzut oka po wyjęciu go z opakowania. Silikon medyczny klasy premium, świetnie wyprofilowana rączka ułatwiająca manewrowanie gadżetem, a także bardzo wygodny panel sterowania to cechy charakterystyczne gadżetów Fun Factory. Nic w tym dziwnego, ponieważ cały proces produkcyjny, od projektu, po wysyłkę gadżetu do klienta odbywa się w jednej fabryce w Niemczech, bez angażowania w to krajów azjatyckich. Mamy więc pewność, że nasza zabawka jest wykonana z najwyższej jakości materiałów, z zachowaniem wszystkich europejskich standardów. Dodatkowo, jak sama nazwa marki wskazuje, ich motto przewodnim jest zabawa. Fun Factory często porównuje seksualność do zabawy, zachęca do cieszenia się eksploracją przyjemności i zwraca uwagę na to jak różnorodna jest nasza seksualność. Widać to zresztą w ich produktach – ogromna gama kolorystyczna i żywość barw jest widoczna na pierwszy rzut oka.
Pierwsze pytanie jakie sobie można zadać patrząc na Tigera to to, do jakiej kategorii wibratorów go właściwie zaliczyć. Ciężko go nazwać króliczkiem, bo nie ma charakterystycznej końcówki służącej do stymulacji łechtaczki, ale jednak jakaś niewielka wypustka się tam znajduje. Co to więc jest? Przy pierwszym zetknięciu z Tigerem sama nie byłam tego pewna, jednak po odwiedzeniu strony producenta dowiedziałam się, że ma ona służyć do pełniejszej stymulacji wejścia do pochwy. I po przetestowaniu gadżetu mogę powiedzieć, że faktycznie tak jest. Wypustka ta dokładnie przylega do górnej części wejścia do pochwy, dzięki czemu wibracje są jeszcze głębiej odczuwane, także od zewnątrz. Jednak jest z tej wypustki jeszcze jednak korzyść i było to coś, co sprawiło, że doświadczyłam czegoś, czego wcześniej nie dał mi żaden inny gadżet.
Otóż ta krótka wypustka po umieszczeniu zabawki w pochwie znajduje się tuż pod łechtaczką, nie dotykając jej bezpośrednio. Wibracje Tigera są jednak tak głębokie i intensywne, że miałam wrażenie, że w pośredni sposób docierają one też do łechtaczki, ale bez tego charakterystycznego uczucia, że cała przyjemność pochodzi przede wszystkim z niej. Dzięki temu, po kilku minutach zabawy gadżetem pojawił się orgazm, ale odczuwałam go zupełnie inaczej niż zazwyczaj, ponieważ czułam, że rozchodzi się on głównie z wnętrza pochwy. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, ponieważ nigdy wcześniej nie doświadczyłam tego bez udziału łechtaczki na pierwszym planie. Prawdopodobnie wynika to więc z tego, że wibracje w pośredni sposób docierały do łechtaczki od zewnątrz, jednak nie były one na tyle silne, żeby „przysłonić” wrażenia płynące ze stymulacji pochwy.
Ale mam też dobrą wiadomość dla osób, które wiedzą, że bezpośrednia stymulacja łechtaczki jest dla nich niezbędna, aby w pełni cieszyć się jakimkolwiek gadżetem. Tiger jest bardzo elastyczny, więc przy kolejnym wieczorze z nim wystarczyło, że w trakcie zabawy wygięłam go trochę do góry, aby wypustka była w stanie bez problemu dotknąć łechtaczki. Mimo wszystko jednak, jeśli preferujecie gadżety, które zapewniają stymulację łechtaczki, doradzałabym Wam aby wybrać inny gadżet, specjalnie pod to wyprofilowany.
Jak do tej pory Tiger jest największym gadżetem w całej mojej kolekcji, jednak wiedziałam, że jeśli mam spróbować czegoś większego niż do tej pory, to właśnie z Fun Factory. Ich miękki, a jednocześnie „zbity” silikon sprawia, że gadżet dopasowuje się do anatomii, przy jednoczesnym uczuciu mocnego wypełniania. Musiałam użyć dość sporej ilości lubrykantu, jednak ostatecznie rozmiar zabawki nie okazał się dla mnie zbyt duży, a zabawa z nią sprawiła mi mnóstwo przyjemności.
Tym co również bardzo szybko rzuca się w oczy w przypadku Tigera są dość spore prążki na jego górnej części, które mają dodatkowo stymulować przednią ściankę pochwy. No i to właśnie one okazały się jedyną rzeczą, która nie do końca mi Tigerze podpasowała.
Prążki te okazały się dla mnie aż za bardzo wyczuwalne, ponieważ przy szybszych i mocniejszych ruchach wibratorem, czułam jak w zbyt mocny sposób pocierają ścianki pochwy, przez co momentami czułam dyskomfort. Lubrykant trochę redukował to uczucie, jednak nigdy nie znikało ono do końca. Nadal jednak czułam ogromną przyjemność jaką dawał mi Tiger, jednak teraz pewnie zdecydowałabym się na wybór bardziej gładkiego gadżetu.
Gadżety Fun Factory bardzo łatwo zabierać ze sobą w podróż, gdyż posiadają mechanizm zabezpieczający przed przypadkowym uruchomieniem się zabawki. Nie inaczej jest w przypadku Tigera. Wystarczy przez kilka sekund przytrzymać górny przycisk i przycisk Fun, aby zabawka nie włączyła się nam w nieodpowiednim momencie. Trzeba jednak pamiętać o tym, aby naładować go przed podróżą, bowiem czas ładowania wynosi około siedmiu godzin. Jest to stosunkowo długo jak na przeciętny czas ładowania się zabawek erotycznych, jednak dla głębokich i intensywnych wibracji, jakie oferuje nam Tiger warto poczekać te kilka godzin.
Na koniec mogę więc powiedzieć, że po przetestowaniu Tigera, moje zaufanie do Fun Factory tylko się utwierdziło i nadal będę komu tylko mogę polecać ich gadżety. Jeśli szukacie zabawki, która daje spore uczucie wypełnienia, dysponuje mocnymi i głębokimi wibracjami i jest wyprofilowana przede wszystkim pod stymulację pochwy, a przy tym jest wykonana z najwyższej jakości materiałów, to Tiger może się okazać idealnym gadżetem dla Was.