Czy na rynku pojawił się godny następca Sony? – recenzja Sily Cruise od LELO

Technologiczna rewolucja wśród zabawek analnych – czyli recenzja koralików Soraya Beads od LELO
21 listopada 2024
koszula Obsessive
Bielizna na więcej niż jedną okazję – recenzja koszuli Stellya od Obsessive
14 lutego 2025

Od dawna recenzuję gadżety erotyczne i jak dziś jestem w stanie sobie przypomnieć, jak wielkie zamieszanie wywołało pojawienie się na rynku sonicznego masażera łechtaczki, jakim była Sona. Pieśni i poematy na jej temat można było przeczytać na każdej stronie dotyczącej gadżetów erotycznych, a każda posiadaczka łechtaczki marzyła, aby mieć ją w swojej kolekcji. Czas pokazał, że nie był to tylko chwilowy zachwyt nową technologią – do dziś Sona jest jedną z najchętniej kupowanych zabawek erotycznych, a zadowolonych użytkowniczek tylko przybywa. Marka LELO, czyli twórcy Sony, nie spoczęła jednak na laurach – po sukcesie swojego pierwszego, bezdotykowego masażera zdecydowała się wypuścić na rynek nowe dzieło, jakim jest Sila. Czym różni się ona jednak od swojej poprzedniczki i czy jest jej godnym następcą?

Contents

Minimalizm i elegancja

Sila przyszła do mnie zapakowana w piękne, minimalistyczne opakowanie o charakterystycznym, czarnym kolorze z przezroczystą szybką w środku, przez którą widać znajdujący się wewnątrz gadżet. Złotymi żłobieniami wyryta jest nazwa marki i produktu. Jednym słowem – luksus. Nie od dziś wiadomo, że LELO chce uchodzić na rynku zabawek erotycznych za markę luksusową i już po wyglądzie zewnętrznym ich produktów to widać. W środku opakowania poza gadżetem znajdziemy satynowy woreczek do przechowywania, ładowarkę, próbkę lubrykantu, a także kartę gwarancyjną i instrukcję. Tyle słowem wstępu, przejdźmy do najważniejszej części, czyli co sądzę o samym produkcie.

Jeśli kiedykolwiek mieliście w ręce jakiś gadżet od LELO, to być może jesteście w stanie sobie przypomnieć aksamitny silikon, z jakiego jest wykonany. Jest on przede wszystkim bezpieczny, co oznacza, że nie wywołuje uczuleń, a także że zawsze możemy go w pełni doczyścić, jednak co równie ważne, jest on bardzo przyjemny i delikatny w dotyku. Jeśli więc chodzi o materiał – żadnych uwag, pełen zachwyt. W środkowej części gadżetu znajdują się elementy wykonane z tworzywa ABS, jednak pełnią one funkcję jedynie ozdobną i w trakcie zabawy z naszymi miejscami intymnymi ma kontakt i tak praktycznie tylko część silikonowa.

Unikatowa technologia

LELO nie było pionierem, jeśli chodzi o bezdotykowe masażery łechtaczki – ten zaszczyt przypada marce Womanizer. Jednak o ile Womanizer (i Satisfyer!) wykorzystuje w swoich produktach stymulację powietrzną, LELO korzysta z technologii sonicznej. Na pierwszy rzut oka nie ma pomiędzy nimi żadnej różnicy, jednak gdy porówna się obie te technologie, jest ona naprawdę wyczuwalna. Działanie Sily można porównać do głośnika na koncercie – tak jak muzyka wywołuje drgania głośnika, tak samo stymulacja soniczna rezonuje w głąb naszego ciała, stymulując całą łechtaczkę, a nie tylko jej zewnętrzną część. Przy tym gadżecie wyjątkowo ważne jest, aby pamiętać, że zewnętrzna część łechtaczki, który jest dla nas widoczny, to tylko jej niewielki kawałek – wewnątrz ciała jest ukryta jej dużo większa część. I właśnie to jest najważniejsze, co chcę, abyście zapamiętali z tej recenzji – nigdy jeszcze nie czułam, żeby aż tak duża część mojej łechtaczki reagowała na jakiś gadżet, nawet na Sonę.

Jak to możliwe, skoro oba te gadżety opierają się na tej samej technologii? Jest to możliwe dzięki temu, że moim zdaniem Sila jest dużo lepiej do dopasowana anatomicznie do łechtaczki niż Sona. Jej otwór jest dużo szerszy, dzięki czemu był on w stanie dokładnie objąć moją łechtaczkę, a stymulacja mogła objąć dużo większy obszar, niż w przypadku Sony. Powiedziałabym, że Sona działa bardziej punktowo niż Sila – mocno i intensywnie na mniejszym obszarze, podczas gdy Sila jest trochę jak parasol – potrafi objąć znaczenie większą powierzchnię. Po kilku użyciach tego gadżetu jestem pewna, że w LELO pracują ludzie, którzy ogarniają kobiecą anatomię – bo w przypadku niektórych gadżetów mniej sprawdzonych marek można mieć co do tego wątpliwości.

Szerokie spektrum działania

Jest jeszcze jedna szczególna rzecz, która wyróżnia Silę i która częściowo łączy się z poprzednią. O ile wszystkie gadżety soniczne charakteryzują się tym, że intensywność ich działania już od samego początku jest dość wysoka (co może być przeszkodą dla osób bardzo wrażliwych), to jeśli chodzi o Silę, mam wrażenie, że startuje od delikatniejszego poziomu niż Sona. Uważam, że to ogromna zmiana na plus, jako że na przykład dla mnie pierwszy poziom Sony był na tyle mocny, że w zupełności wystarczał mi, aby osiągnąć orgazm. Natomiast w przypadku Sily, miałam możliwość trochę większej zabawy poziomami intensywności, choć i tak nadal nie dotarłam wyżej, niż poziom trzeci z ośmiu. Ostatni poziom jest dla osób, które lubią NAPRAWDĘ mocną stymulację.

Warto również dodać, że są dwie wersje Sily: Sila i Sila Cruise. Jedna od drugiej różni się tym, że Sila Cruise magazynuje w sobie 20% mocy i po mocniejszym przyciśnięciu jej do ciała, uwalnia tę moc. Ja otrzymałam do recenzji Silę Cruise, ale osobiście niezbyt wiele korzystałam z tej funkcji, jako że sama zbytnio mocno nie przyciskam bezdotykowych masażerów do ciała, a poza tym, to co Sila dawała mi na swoim podstawowym poziomie, w zupełności mi wystarczało.

Bardzo dobre jest też to, że osobnym przyciskiem zmieniamy tryby i poziomy intensywności. Ja osobiście nie jestem fanką trybów przerywanych i narastających, zdecydowanie bardziej preferuję ciągłe, ale dla kogoś może się to okazać nie lada urozmaiceniem, zwłaszcza że Womanizer i Satisfyer nie oferują takich trybów w swoich stymulatorach powietrznych. Przyczepić bym się mogła jednak do tego, że przyciski są dość słabo wyczuwalne palcami, przez co bardzo łatwo trafić w zły guzik i zamiast zwiększyć intensywność nagle nieopatrznie zmienia nam się tryb.

Co do poprawy?

O ile moja zbiorcza opinia jest taka, że jestem Silą zachwycona i trafia ona na piedestał moich bezdotykowych masażerów, to nie byłabym sobą, gdybym po dłuższym użytkowaniu nie znalazła paru rzeczy, które można by w przyszłości poprawić. Przede wszystkim: głośność. To żadna tajemnica, że zabawki LELO są głośne, jednak nadal drażni mnie to, że marka ta nic z tym nie robi, pomimo że wielu użytkowników zwraca na to uwagę. Gadżet jest na tyle głośny, że w mieszkaniu dzielonym ze współlokatorami nie ma mowy, aby korzystać z niego bez włączonej głośno muzyki.

Po drugie: kabel do ładowania. Już nawet producenci, których produkty to średnia a nawet niska półka cenowa wykorzystują do swoich gadżetów ładowarki magnetyczne, tymczasem LELO, marka, która chwali się wykorzystywaniem w swojej pracy najnowszych technologii, do swoich gadżetów dołącza ładowarkę, której bolec wchodzi tylko do połowy zabawki, a kabel jest tak krótki, że nie zazdroszczę osobom, które nie mają kontaktu blisko szafki nocnej czy łóżka. Da się do tego przyzwyczaić, nie utrudnia to w żaden sposób użytkowania, ale – naprawdę LELO?

 No i po trzecie: cena. Coś, co może zniechęcić do zakupy nawet największą entuzjastkę tej recenzji. I jest to w pełni zrozumiałe, nie każdy ma możliwość wydać kilkaset złotych na gadżet erotyczny. Rozumiem jednak, skąd cena ta się bierze. LELO wykorzystuje unikatową technologię, podaje nam ją w najbardziej luksusowy i estetyczny sposób, jak to tylko możliwe i najprawdopodobniej zainwestowało ogromną sumę w badania i prototypy, zanim gadżet ten w ogóle ujrzał światło dzienne. Jeśli więc z góry wiesz, że Sila kilkukrotnie przewyższa twoje możliwości finansowe, nie martw się, bez problemu znajdziesz tańszy gadżet, który również dostarczy ci mnóstwa przyjemności, ale jeśli suma ta jest w twoim zasięgu, może warto rozważyć kupno dla siebie bądź dla kogoś dla ciebie ważnego czegoś tak wyjątkowego?

Ostatnie słowa

Wracając do pytania postawionego w tytule, tak, moim zdaniem Sila jest godną następczynią Sony i gdyby któraś z przyjaciółek zapytała mnie, który z tych dwóch gadżetów bym jej poleciła, odpowiedziałabym, że właśnie Silę. Przede wszystkim ze względu na jej anatomiczne dopasowanie i większe spektrum poziomów intensywności, dzięki czemu Sila ma szansę trafić do osób, które nie lubią aż tak mocnej stymulacji. Sama mam tyle bezdotykowych stymulatorów łechtaczki, że ciężko mi nawet dokładnie określić ich ilość, ale jak na razie Sila trafia na szczyt ich rankingu.

Marta Sobolewska
Marta Sobolewska
Cześć, nazywam się Marta Sobolewska i już tylko kilka miesięcy dzieli mnie od zostania psycholożką. Seksualność człowieka to główny obszar moich zainteresowań, a swoją przyszłość wiążę z pracą edukatorki seksualnej. Na co dzień pracuję również w jednym ze sklepów stacjonarnych Venus w Gdańsku oraz piszę recenzje gadżetów erotycznych i artykuły na bloga. W swoim wolnym czasie uwielbiam czytać książki i uczestniczyć w konwentach fantastyki w różnych częściach Polski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Created with Visual Composer